Raj w Kochin
KOCHIN BACKWATERS
Backwaters są nie tylko największą atrakcją Kerali, ale i jedną z największych w całych Indiach. Backwaters zajmują obszar około 530 km.kw, na którym rozlewają się wody jezior, rzek i kanałów na tyłach wybrzeża morza arabskiego. Wody zbiorników słodkowodnych mieszają się tutaj ze słoną wodą morską. To wielkie rozlewisko tworzy pięć dużych i trzydzieści małych jezior, około dwadzieścia pięć rzek i kanałów, najdłuższy ma 200 km. Niektóre kanały są naturalne inne wykreowane ludzką ręką. Na tych często płytkich wodach leżą liczne wyspy i wysepki zamieszkane przez pojedyncze rodziny lub niewielkie wioski. My popłynęliśmy szesnastoosobową łodzią motorową, ale powolutku, pyr, pyr... Szerokie wody, cisza i kokosowe palmy wzdłuż brzegów. Od określenia kokosowej palmy w lokalnym języku przyjęła nazwę cała Kerala. Dopływamy do brzegu. Przewodnik pokazuje nam drzewa cynamonowe, rzeczywiście ich liście pachną cynamonem, tak jak zresztą kora, Podano nam na liściach tego drzewa świeżo złowione mule w ostrych przyprawach. A były to krzewy pieprzowe i kardamonu, naturalnej henny, drzewo słodkiej wanilii.
Młody Keralczyk siedzi na czubku palmy i ścina maczetą dla nas kokosy. Ze środka owocu ściąga się sok, który po kilku godzinach fermentacji staje się lokalnym lekko alkoholizowanym napojem Toddy. Próbujemy, hm, wolimy prawdziwe piwo. Obok robotnicy budują nowy dom. Już wyczyścili i przygotowali teren. Wymieniamy się z nimi przyjaznym uśmiechem
Te wyspy nawet najmniejsze są zelektryfikowane, mają podłączone linie telewizyjne i telefoniczne ale nie mają szkół, sklepów ani szpitali. Wodę pitną też często trzeba tu dowozić. Obiad jemy na łodzi. Jest oczywiście ryż - jeden z 6 tys. gatunków uprawianych w Indiach. Ma bardzo duże ziarna. Do tego są różne warzywa, sosy i przyprawy. Po obiedzie płyniemy już zwykłą łodzią canoe wąskimi kanałami wśród palm, jak w dzikiej Amazonii. Kerala jako jedyny stan, który widzieliśmy zachowała duże połacie dżungli. Widzimy i słyszymy ptaki, papugi, Kingfisher, dzięcioły i kormorany. Kanałami płyną kaczki hodowane przez mieszkańców nabrzeży. Cisza, spokój, raj na ziemi.
Kerala jest czysta, cywilizowana, wygodna do życia. Analfabetyzm tylko 9 % jest najniższy w Indiach. Stan ma dobrze zorganizowane nauczanie i lecznictwo. Słynie z naturalnej medycyny Ayurweda i jest głównym producentem jej leków. Zjeżdżają się tutaj turyści z całego świata by się leczyć, masować i uprawiać yogę. Wiele domów w Kerali prowadzi wynajem pokoi tzw. homestay. Turystyka rozwija się doskonale, a miejscowa władza od początku myśli o ekologii. W mieście Kochin nie ma tysięcy tuk tuków, zamiast tego są wygodne autobusy i zaawansowana budowa metra (2014). Domy są zadbane, często zachowały kolonialny charakter. Na otaczających Kochin wodach zatoki widzimy chińskie sieci mające ponad 500 letnią tradycję. Rozstawione na pięciu bambusowych tyczkach wymagają obsługi co najmniej czterech osób. Tutejsi mieszkańcy żyją z rybołówstwa, uprawy przypraw, warzyw, owoców i ryżu, produkcji leków i turystyki.
My zatrzymaliśmy się w Green Wood Bethlehem Homestay, prowadzonym przez uroczą indyjską katolicką parę małżeńską. Trzeba wspomnieć, że 25% mieszkańców Kerali to katolicy. W Kochin widzimy przede wszystkim białe katolickie kapliczki, kościoły i ten najstarszy z 1503 roku, pod wezwaniem św. Franciszka z Asyżu. Tutaj został pochowany w 1524 roku odkrywca Indii dla Europy słynny podróżnik Vasco da Gama. Dzisiaj jego grób jest pusty, bowiem 16 lat po śmierci szczątki wielkiego żeglarza przewieziono do rodzinnej Lizbony. Nasz Homestay jest otoczony zielenią, ma kolonialny urok, a gościnność gospodarzy jest wzruszająca.
Gdy siedzieliśmy na czystym, niezatłoczonym dworcu w Kochin, myśleliśmy jak cudnie i łatwo żyje się mieszkańcom tego miasta. Tak cudnie i łatwo, że aż nudno. Dlatego siedzimy w pociągu i jedziemy na plaże Varkali. Zamierzamy pluskać się w morzu, zajadać ryby prosto z sieci i przyjemnie zakończyć nasz trzymiesięczny pobyt w Indiach. Pozdrawiamy wszystkich, już mocno tęsknimy.
Backwaters są nie tylko największą atrakcją Kerali, ale i jedną z największych w całych Indiach. Backwaters zajmują obszar około 530 km.kw, na którym rozlewają się wody jezior, rzek i kanałów na tyłach wybrzeża morza arabskiego. Wody zbiorników słodkowodnych mieszają się tutaj ze słoną wodą morską. To wielkie rozlewisko tworzy pięć dużych i trzydzieści małych jezior, około dwadzieścia pięć rzek i kanałów, najdłuższy ma 200 km. Niektóre kanały są naturalne inne wykreowane ludzką ręką. Na tych często płytkich wodach leżą liczne wyspy i wysepki zamieszkane przez pojedyncze rodziny lub niewielkie wioski. My popłynęliśmy szesnastoosobową łodzią motorową, ale powolutku, pyr, pyr... Szerokie wody, cisza i kokosowe palmy wzdłuż brzegów. Od określenia kokosowej palmy w lokalnym języku przyjęła nazwę cała Kerala. Dopływamy do brzegu. Przewodnik pokazuje nam drzewa cynamonowe, rzeczywiście ich liście pachną cynamonem, tak jak zresztą kora, Podano nam na liściach tego drzewa świeżo złowione mule w ostrych przyprawach. A były to krzewy pieprzowe i kardamonu, naturalnej henny, drzewo słodkiej wanilii.
Młody Keralczyk siedzi na czubku palmy i ścina maczetą dla nas kokosy. Ze środka owocu ściąga się sok, który po kilku godzinach fermentacji staje się lokalnym lekko alkoholizowanym napojem Toddy. Próbujemy, hm, wolimy prawdziwe piwo. Obok robotnicy budują nowy dom. Już wyczyścili i przygotowali teren. Wymieniamy się z nimi przyjaznym uśmiechem
Te wyspy nawet najmniejsze są zelektryfikowane, mają podłączone linie telewizyjne i telefoniczne ale nie mają szkół, sklepów ani szpitali. Wodę pitną też często trzeba tu dowozić. Obiad jemy na łodzi. Jest oczywiście ryż - jeden z 6 tys. gatunków uprawianych w Indiach. Ma bardzo duże ziarna. Do tego są różne warzywa, sosy i przyprawy. Po obiedzie płyniemy już zwykłą łodzią canoe wąskimi kanałami wśród palm, jak w dzikiej Amazonii. Kerala jako jedyny stan, który widzieliśmy zachowała duże połacie dżungli. Widzimy i słyszymy ptaki, papugi, Kingfisher, dzięcioły i kormorany. Kanałami płyną kaczki hodowane przez mieszkańców nabrzeży. Cisza, spokój, raj na ziemi.
Kerala jest czysta, cywilizowana, wygodna do życia. Analfabetyzm tylko 9 % jest najniższy w Indiach. Stan ma dobrze zorganizowane nauczanie i lecznictwo. Słynie z naturalnej medycyny Ayurweda i jest głównym producentem jej leków. Zjeżdżają się tutaj turyści z całego świata by się leczyć, masować i uprawiać yogę. Wiele domów w Kerali prowadzi wynajem pokoi tzw. homestay. Turystyka rozwija się doskonale, a miejscowa władza od początku myśli o ekologii. W mieście Kochin nie ma tysięcy tuk tuków, zamiast tego są wygodne autobusy i zaawansowana budowa metra (2014). Domy są zadbane, często zachowały kolonialny charakter. Na otaczających Kochin wodach zatoki widzimy chińskie sieci mające ponad 500 letnią tradycję. Rozstawione na pięciu bambusowych tyczkach wymagają obsługi co najmniej czterech osób. Tutejsi mieszkańcy żyją z rybołówstwa, uprawy przypraw, warzyw, owoców i ryżu, produkcji leków i turystyki.
My zatrzymaliśmy się w Green Wood Bethlehem Homestay, prowadzonym przez uroczą indyjską katolicką parę małżeńską. Trzeba wspomnieć, że 25% mieszkańców Kerali to katolicy. W Kochin widzimy przede wszystkim białe katolickie kapliczki, kościoły i ten najstarszy z 1503 roku, pod wezwaniem św. Franciszka z Asyżu. Tutaj został pochowany w 1524 roku odkrywca Indii dla Europy słynny podróżnik Vasco da Gama. Dzisiaj jego grób jest pusty, bowiem 16 lat po śmierci szczątki wielkiego żeglarza przewieziono do rodzinnej Lizbony. Nasz Homestay jest otoczony zielenią, ma kolonialny urok, a gościnność gospodarzy jest wzruszająca.
Gdy siedzieliśmy na czystym, niezatłoczonym dworcu w Kochin, myśleliśmy jak cudnie i łatwo żyje się mieszkańcom tego miasta. Tak cudnie i łatwo, że aż nudno. Dlatego siedzimy w pociągu i jedziemy na plaże Varkali. Zamierzamy pluskać się w morzu, zajadać ryby prosto z sieci i przyjemnie zakończyć nasz trzymiesięczny pobyt w Indiach. Pozdrawiamy wszystkich, już mocno tęsknimy.
Komentarze