Dolce vita na plaży Odayam

Dolce Vita na plaży Odayam

Nie mogliśmy trafić lepiej! Nasz bungalow stoi właściwie na plaży 50 metrów od brzegu Morza Arabskiego, które jest częścią Oceanu Indyjskiego, o pięknej szmaragdowej barwie. Widok z naszej werandy mamy na morze i kokosowe palmy. Tutaj też jadamy codziennie śniadanie, które serwuje nam chudy hindus o imieniu Kuti.
Plaża nie jest szeroka, za to prawie pusta. Tylko kilkoro turystów z Włoch i kilkunastu lokalesów, którzy codziennie rano wyciągają wspólnie zarzucone sieci. Włączamy się do pomocy, ale nie jest to sprawa łatwa. Na hasło trzeba ciągnąć z całych sił za liny z dwóch stron rozłożonej sieci. Zwłaszcza Józef angażuje się w sprawę poważnie i wygląda jak biały Ali Baba między czarnoskórą grupą rybaków. Tak go tu zresztą nazywają - Ali Baba. Nadzieje na wielką rybę okazują się płonne. Zaledwie kilkadziesiąt niedużych ryb, a około dwudziestu rybaków musi podzielić łup. O nagrodzie dla nas nie ma mowy.
Morze jest cieplutkie, ale niełatwe do kąpieli. Fale wysokie, wciągają silnie w głąb morza, także pławimy się przy brzegu. Nie chcemy nikogo denerwować (jest miesiąc luty



), ale po obiedzie zamierzamy bujać się na hamaku w cieniu palmy, potem pospacerować brzegiem i popatrzeć jak słońce czerwono zachodzi za morski horyzont i wypić w nagrodę za przebytą szkołę survivingu w Indiach, doskonałe bananowe lassi. No i to by było na tyle.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Trzecia seria zdjęć pt. "Hinduskie pojazdy".

Świątynia Lepakshi

Po roku "Ich dwoje w Indiach"