Rojowisko Delhi
I znowu wpadliśmy w hinduski wielkomiejski rój. Delhi to 13 mln moloch. Dzisiaj do hotelu wróciliśmy rowerową rikszą! Próba powrotu ładnym, czystym i nowoczesnym metrem, skończyła się fiaskiem.W środku do wejścia na perony, stały dwie kilometrowe kolejki, żeńska i męska, chodzi oczywiście o te do przejścia przez bramkę kontrolną. Na myśl o godzinnym czekaniu i jeździe w zbitym tłumie, zrobiliśmy w tył zwrot. Przed stacją o dziwo nie było taksówek, ani auto rikszy. Była godzina szczytu i trąbienie klaksonów, smog, ścisk i smród osiągały swój zenit. A tu biedak prosi i obiecuje, że dowiezie nas do hotelu rowerową rikszą w 15 minut.Trzy dorosłe osoby, razem ponad 200 kg, ładują się do bardzo skromnej rikszy. Uczucia mamy mieszane - współczucie, ciekawość no i bezradność. Jedziemy w kłębowisku aut, riksz, autobusów, przebiegających pieszych, leżących na poboczu strudzonych przechodniów i bezdomnych psów.To była jazda! Ten pedałujący biedak kręcił się, wciskał między pojazdy, zeskakiwał z siodełka i popychał obciążona rikszę, pedałował stając na pedałach. Chcieliśmy wysiąść, pomóc mu, ale przecież by nas zgniótł ten ruchomy moloch. Szkoda że tego nie widzieliście!
Nazajutrz od rana zwiedzaliśmy Red Fort. Fascynujący! Z daleka przypomina nasz Zamek w Malborku. Też czerwony, tyle że zbudowany z czerwonego piaskowca, a nie z gotyckiej cegły i jest przynajmniej dwa razy większy. Mury okalające kompleks pałacowy, mają 2 km obwodu, piętrzą się wieżyczki, wartownie. Całość otacza, dziś już sucha fosa, a dawny drewniany, zwodzony most, zastąpił murowany. Wchodzimy przez kolejne bramy, dziedzińce i ogrody. Pierwszy budynek to Drum Gate. Zajmowali go niegdyś dobosze i inni muzykanci, witający muzyką władcę i wizytujących go gości. Dzisiaj nikt dla nas nie gra. Brama w środku zdobiona jest malowidłami, częste złocenia dziś już są zniszczone, zatarte. Oglądamy fontanny i baseny, sztuczne strumienie, które przepływały nie tylko przez ogrody, ale też przez pałacowe komnaty i audiencyjne hole. Ten który przepływał przez pałac, nazywał się "Rajskim strumienie". Chłodził, uroczo szemrał, zdobił odbiciem kolorowych kamyków i witraży. Sale pałacowe wyłożone są białym marmurem, często inkrustowanym półszlachetnymi kamieniami w technice Petra Dura. Tej samej techniki użyto do ozdobienia Taj Mahal w Agrze, na życzenie władcy i założyciela Red Fortu Shaha Jahana, który w kilkadziesiąt lat później postawił słynny grobowiec dla swojej nieodżałowanej małżonki. Marmury tak ozdobione wyglądają pięknie. Delikatny rysunek wzorów roślinnych w żywych kolorach, zdobi ściany pałacu, blaty stołów i podest tronowy. Cały kompleks składa się z kilku pałaców: dla audiencji publicznych, dla audiencji prywatnych, królewskich łaźni, gdzie król mógł zażywać mokrych i parowych kąpieli. Oddzielny był pałac pierwszej żony króla, gdzie król jadał najchętniej obiady i oddzielny dla innych małżonek. Pałac Shaha Jahana składał się z pokoi do pracy, sypialni i sal odpoczynkowych. Na pierwszym piętrze znajdował się balkon jak ozdobna ambona. Stąd władca pozdrawiał poddanych. Wszystkie pałace otaczały ogrody, w ogrodach bieliły się altany, a na królewskim pałacu widnieje napis "Jeśli jest gdzieś na ziemi raj, to jest on tu!". To prawda to miejsce wciąż urzeka urodą, zadziwia rozmachem, ale za życia jego gospodarza, władcy Shaha Jahana, musiało być rajem na ziemi.
Kolejnego dnia wynajęliśmy auto na cały dzień. To prawdziwy luksus po przepychankach rikszą rowerową, czy motorową, kolejkach w metrze, czy przedzieraniu się przez gęste od smogu, kurzu i tłumów ulice. Zobaczyliśmy elegancką Bramę Indii (ładniejszą niż w Bombaju), szerokie, czyste i puste aleje! Nowe Delhi. To zupełnie inny świat niż brudne, tłoczne Stare Delhi.
Zwiedziliśmy Muzeum Lalek z całego świata. Były przepiękne japońskie, takie miniatury aktorów teatru Kabuki, słynne indonezyjskie marionetki. Egzotyczne różnych afrykańskich plemion, strojne hiszpańskie, rosyjskie ze wszystkich byłych republik i europejskie, a między nimi nasze krakowskie ze znajomym lajkonikiem, góralskie, łowickie i inne. Poczuliśmy się choć trochę jak w domu. Zwiedziliśmy jeszcze drugi oprócz Czerwonego Fortu zabytek z listy Światowego Dziedzictwa Kultury Unesco - grobowiec Humayun's Tomb z połowy XVI wieku. Grobowiec władcy dynastii Mughala wystawiła jego pierwsza z żon Haji Begum urodzona w Persji, dlatego budowla nosi ślady stylu perskiego. Zbudowany jest z czerwonego piaskowca, a w środku wykładany białym marmurem. Centralnie w środku tej imponującej budowli stoi nie duży skromny wąski sarkofag. Uderzająco nieproporcjonalny do potężnej oprawy.
Bardzo nam się podobało Muzeum Rzemiosła Artystycznego (Handcraft Museum). To więcej niż muzeum to prawdziwy skansen prezentujący wiejską zabudowę z wielu regionów Indii. Różnego typu chaty kryte słomą, budowane z gliny, bambusa bądź krowiego łajna i te najpiękniejsze rzeźbione kamienne domy z Radżastanu.
Nadzwyczajna ekspozycja rzeźb z terakoty, gliny i drewna przedstawia różne zwierzęta często o wielu głowach, kończynach bądź kalekich wcale bez kończyn. Są one obiektem kultu ducha Bhuta, w którego wierzą i czczą do dziś plemiona z wybrzeży w stanie Karnataka. Animistyczne wierzenia, rodem jak z Afryki, gdzie wyznawcy oddają cześć poprzez wchodzenie w trans, ekstatyczny taniec, granie na bębnach, składanie ofiary właśnie w postaci takich rzeźb. Rzezby te obdarzone życiem dzięki tajemnym rytuałom mogą sprowadzić długo oczekiwany deszcz i pomyślne zbiory, ale mogą też przynieść ból i cierpienie, jeśli wierni rozgniewają mściwego ducha Bhuta.
Wracamy szczęśliwi, znosząc cierpliwie trudy jazdy motorikszą, przedzierając się przez piekło delhijskiego ruchu ulic, do naszego miłego hotelu Amax Inn.
Nazajutrz od rana zwiedzaliśmy Red Fort. Fascynujący! Z daleka przypomina nasz Zamek w Malborku. Też czerwony, tyle że zbudowany z czerwonego piaskowca, a nie z gotyckiej cegły i jest przynajmniej dwa razy większy. Mury okalające kompleks pałacowy, mają 2 km obwodu, piętrzą się wieżyczki, wartownie. Całość otacza, dziś już sucha fosa, a dawny drewniany, zwodzony most, zastąpił murowany. Wchodzimy przez kolejne bramy, dziedzińce i ogrody. Pierwszy budynek to Drum Gate. Zajmowali go niegdyś dobosze i inni muzykanci, witający muzyką władcę i wizytujących go gości. Dzisiaj nikt dla nas nie gra. Brama w środku zdobiona jest malowidłami, częste złocenia dziś już są zniszczone, zatarte. Oglądamy fontanny i baseny, sztuczne strumienie, które przepływały nie tylko przez ogrody, ale też przez pałacowe komnaty i audiencyjne hole. Ten który przepływał przez pałac, nazywał się "Rajskim strumienie". Chłodził, uroczo szemrał, zdobił odbiciem kolorowych kamyków i witraży. Sale pałacowe wyłożone są białym marmurem, często inkrustowanym półszlachetnymi kamieniami w technice Petra Dura. Tej samej techniki użyto do ozdobienia Taj Mahal w Agrze, na życzenie władcy i założyciela Red Fortu Shaha Jahana, który w kilkadziesiąt lat później postawił słynny grobowiec dla swojej nieodżałowanej małżonki. Marmury tak ozdobione wyglądają pięknie. Delikatny rysunek wzorów roślinnych w żywych kolorach, zdobi ściany pałacu, blaty stołów i podest tronowy. Cały kompleks składa się z kilku pałaców: dla audiencji publicznych, dla audiencji prywatnych, królewskich łaźni, gdzie król mógł zażywać mokrych i parowych kąpieli. Oddzielny był pałac pierwszej żony króla, gdzie król jadał najchętniej obiady i oddzielny dla innych małżonek. Pałac Shaha Jahana składał się z pokoi do pracy, sypialni i sal odpoczynkowych. Na pierwszym piętrze znajdował się balkon jak ozdobna ambona. Stąd władca pozdrawiał poddanych. Wszystkie pałace otaczały ogrody, w ogrodach bieliły się altany, a na królewskim pałacu widnieje napis "Jeśli jest gdzieś na ziemi raj, to jest on tu!". To prawda to miejsce wciąż urzeka urodą, zadziwia rozmachem, ale za życia jego gospodarza, władcy Shaha Jahana, musiało być rajem na ziemi.
Kolejnego dnia wynajęliśmy auto na cały dzień. To prawdziwy luksus po przepychankach rikszą rowerową, czy motorową, kolejkach w metrze, czy przedzieraniu się przez gęste od smogu, kurzu i tłumów ulice. Zobaczyliśmy elegancką Bramę Indii (ładniejszą niż w Bombaju), szerokie, czyste i puste aleje! Nowe Delhi. To zupełnie inny świat niż brudne, tłoczne Stare Delhi.
Zwiedziliśmy Muzeum Lalek z całego świata. Były przepiękne japońskie, takie miniatury aktorów teatru Kabuki, słynne indonezyjskie marionetki. Egzotyczne różnych afrykańskich plemion, strojne hiszpańskie, rosyjskie ze wszystkich byłych republik i europejskie, a między nimi nasze krakowskie ze znajomym lajkonikiem, góralskie, łowickie i inne. Poczuliśmy się choć trochę jak w domu. Zwiedziliśmy jeszcze drugi oprócz Czerwonego Fortu zabytek z listy Światowego Dziedzictwa Kultury Unesco - grobowiec Humayun's Tomb z połowy XVI wieku. Grobowiec władcy dynastii Mughala wystawiła jego pierwsza z żon Haji Begum urodzona w Persji, dlatego budowla nosi ślady stylu perskiego. Zbudowany jest z czerwonego piaskowca, a w środku wykładany białym marmurem. Centralnie w środku tej imponującej budowli stoi nie duży skromny wąski sarkofag. Uderzająco nieproporcjonalny do potężnej oprawy.
Bardzo nam się podobało Muzeum Rzemiosła Artystycznego (Handcraft Museum). To więcej niż muzeum to prawdziwy skansen prezentujący wiejską zabudowę z wielu regionów Indii. Różnego typu chaty kryte słomą, budowane z gliny, bambusa bądź krowiego łajna i te najpiękniejsze rzeźbione kamienne domy z Radżastanu.
Nadzwyczajna ekspozycja rzeźb z terakoty, gliny i drewna przedstawia różne zwierzęta często o wielu głowach, kończynach bądź kalekich wcale bez kończyn. Są one obiektem kultu ducha Bhuta, w którego wierzą i czczą do dziś plemiona z wybrzeży w stanie Karnataka. Animistyczne wierzenia, rodem jak z Afryki, gdzie wyznawcy oddają cześć poprzez wchodzenie w trans, ekstatyczny taniec, granie na bębnach, składanie ofiary właśnie w postaci takich rzeźb. Rzezby te obdarzone życiem dzięki tajemnym rytuałom mogą sprowadzić długo oczekiwany deszcz i pomyślne zbiory, ale mogą też przynieść ból i cierpienie, jeśli wierni rozgniewają mściwego ducha Bhuta.
Wracamy szczęśliwi, znosząc cierpliwie trudy jazdy motorikszą, przedzierając się przez piekło delhijskiego ruchu ulic, do naszego miłego hotelu Amax Inn.
Komentarze