Pushkar, miasto pielgrzymek

Pushkar leży w kotlinie, otoczony jest górami tak jak słynne Las Vegas w stanie Nevada. Ożywa najbardziej na przełomie października i listopada, kiedy zdążają tutaj z całego Radżastanu sprzedawcy i hodowcy wielbłądów. Dla tych tysięcy uczestników (około 200 tys.) Camel Festiwal w niewielkim mieście Pushkar, powstało setki hoteli szczególnie wzdłuż głównej ulicy, która rzeczywiście jest jednym wielkim targowiskiem. W mieście podobno jest aż czterysta świątyń, których nie sposób zobaczyć nawet wdrapując się na najwyższą wieżę świątyni Sikhów. Najsłynniejsza to świątyna Brahmy, do tej świątyni położonej na szczycie szerokich schodów, codziennie ściągają tysiące wyznawców hinduizmu z całych Indii. Świątynię tę, jak wiele innych oblegają żebracy, naciągacze, pseudo księża i niby mnisi.
Marmurowa podłoga i ściany dziedzińca wyłożone są różnymi epitafiami. Niektóre pisane po angielsku odczytujemy: "Kochanemu ojcu synowie i wnuki", "Nabożnemu Raju - rodzina". Wierni składają pudżę czyli ofiarę w postaci kwiatowych płatków, kolorowych przypraw i owoców. Modlą się i śpiewają badżany (religijne pieśni), po świątyni biegają małpy i wyrywają przyniesione dary. Przy wejściu płacimy dwadzieścia rupi za zostawione buty, których ktoś postanowił przypilnować. Ulica Sudan Bazar jest wąska i prowadzi do kolejnych świątyń różnych wyznań. Zwiedzamy meczet (tylko zewnątrz) i świątynie Sikhów. Tutaj nie wolno wejść nawet w skarpetkach, trzeba przejść gołymi stopami przez wodę, a głowę przykryć chustką. Józef wygląda przezabawnie w damskiej chusteczce na głowie. Marianna znosi reguły w pokorze, a Joasia złości się za zdejmowanie skarpet. Zwiedzamy kilkanaście świątyń i świątynek, czasem wielkości małego pokoiku. Z głównej ulicy schodzi się w kolejne ghaty czyli schody prowadzące do jeziora.  Jezioro jest niewielkie, ładnie otoczone górami i białymi domami.
Na schodach najszerszego zejścia Jaipur, siadają setki gołębi zupełnie tak jak na placu
św. Marka w Wenecji. W bocznych uliczkach po przeciwnej stronie bazaru robi się coraz mniej turystycznie. Teraz już nie tylko krowy i psy, ale też świnie i kozy wałęsają się między
domami grzebiąc w stertach śmieci. Jedna krowa goni kobietę niosącą "zielone zakupy",
cytrynową trawę i pęk bananów. Biedna ofiara nie może odgonić się od nachalnej, głodnej, acz świętej...krowy.
Na parterach domostw widzimy różne proste zakłady rzemieślnicze z czasów króla Ćwieka. W jednym zakładzie długowłosy brodaty, starszy mężczyzna zszywa coś na prostej nożnej maszynie do szycia.W innym parterowym pomieszczeniu, kobiety siedząc na podłodze kroją i szyją odzież, jeszcze obok prymitywny zakład fryzjerski, fryzjer nawołuje Józka pragnie zgolić mu brodę.W kantorach siedzą jacyś niby urzędnicy, a jeszcze obok ktoś śpi na podłodze co tutaj zdarza się bardzo często. Zwykle przy każdej obsłudze czy to recepcji hotelu, czy przy parzeniu kawy, czy w kasie biletowej, zawsze się kręci kilku mężczyzn, najczęściej zupełnie zbędnych. Nie mają nic do roboty, asystują temu który pracuje. Mimo że mogliby na przykład umyć w tym czasie schody, czy sprzątnąć ze stołu nie robią nic, po prostu są, jak te święte krowy. Ludzie w Indiach choć często nachalni nigdy nie są chamscy czy agresywni. Nie złorzeczą gdy im się odmawia jałmużny czy zakupu tego co oferują. Mimo biedy są naprawdę przyjaźni. Wszyscy tu żyją w symbiozie ludzie i zwierzęta. Indie to kraj pokojowy i życzliwy. Chociaż trudny i często niezrozumiały dla Europejczyka. A my jutro jedziemy do Delhi...















gdy im się odmawia jałmużny czy zakupu tego co oferują. Mimo biedy są naprawdę przyjaźni. Wszyscy tu żyją w symbiozie ludzie i zwierzęta. Indie to kraj pokojowy i życzliwy. Chociaż trudny i często niezrozumiały dla Europejczyka. A my jutro jedziemy do Delhi...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Trzecia seria zdjęć pt. "Hinduskie pojazdy".

Świątynia Lepakshi

Po roku "Ich dwoje w Indiach"