Ciąg dalszy przygody w Jaipurze
Amber Pałac i Fort położone są pięknie w górach, niewysokich (250 m) ale bardzo widowiskowych. Góry te niegdyś były porośnięte gęstą dżunglą i Maharadżowie przyjeżdżali tu, jeszcze w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, na polowania.
Obecnie tylko gdzieniegdzie rosną pojedyncze akacje, trochę krzewów i rzadka trawa. Nasz przewodnik mówi: "Podobno trzy tygrysy nadal żyją w tej okolicy" - obecność stada kóz wyklucza tę wersje.
Na szczyt wjeżdżamy bardzo wąską i krętą, drogą. Autobus trąbi bez przerwy, a biedne auta z przeciwka robią nam miejsce niemal zsuwając się ze zbocza w przepaść. Modlimy się cichutko i rzeczywiście jedynie to może nam pomóc, chociaż też liczymy na kierowcę autobusu. Dojeżdżamy na szczyt i już pod nami widok na słynne różowe miasto Jaipur, na jezioro i niżej położoną fortecę. Robi to na wszystkich ogromne wrażenie.
Na szczycie najwyższej góry znajduje się forteca Naharajaragh. To tu rozpustny Radża IX pobudował dla swoich 9 ze 187 ulubionych żon królewskie apartamenty. Zwiedzamy dwa takie same apartamenty. Każdy składa się z kilkunastu komnat, wewnętrznych dziedzińców, wspaniałego tarasu z widokiem zapierającym dech w piersiach. Apartamenty są oddzielne, ale łączy je jeden dziedziniec. Amber Fort miał strzec najwyżej położonych partii gór i królewskiego pałacu w XVI wieku, kiedy tam mieściła się rezydencja królewska. W 1727 roku, Jai Singh II przeniósł rezydencję i miasto na dół do dzisiejszego Jaipuru. Dzisiaj w Forcie Naharagararh jest też restauracja na tarasie i tu jemy lunch z piwem, pierwszym od miesiąca! Zjeżdżamy nieco niżej do Jaigarah Fortu gdzie oglądamy największą w świecie, tak twierdzi przewodnik, armatę na kołach. Użyto jej tylko raz, pakując do jej lufy 100 kg prochu. Huk był tak potężny, że wiele osób ogłuchło. Wtedy Maharadża zdecydował, żeby armata tylko stała i straszyła potencjalnego wroga, no wiec stoi i powiedzmy straszy. Z góry widzimy letni pałac na wodzie. Nie widać na dachu dwóch flag, znaczy że król aktualnie nie odpoczywa w swojej letniej rezydencji.
Widzimy też pływające ogrody, może nie aż tak widowiskowe bo obecnie mamy tu zimę. Amber Pałac to cudo! Wchodzimy od zachodniego dziedzińca. Małpy wyrywają z rąk wszystko co nadaje się do jedzenia, właśnie porwały komuś bukiet kwiatów. Drżymy o nasze torebki, a nuż się pomylą?
Mury pałacu mają kilometr w obwodzie, a długość całych fortecznych obwarowań okalających wzgórza jak mały chiński mur, to ponad 10 km. W kotlinie pod nami widać średniowieczne miasto, wcześniejsze od Amber Fortu i jego Pałacu. Zostało opuszczone jako strategiczne niebezpieczne, bezbronne wobec agresora, dlatego rezydencje i miasto przeniesiono wyżej tu gdzie dzisiaj znajduje się zabytkowy Amber Fort i Pałac. Kompleks wybudowano w latach siedemdziesiątych XVI wieku. Pod pewnymi względami przypomina nasz krakowski Wawel: duże dziedzińce, zbrojne fortyfikacje, kolumny i krużganki. Wszystkie obiekty budowano z piaskowca, białego marmuru i alabastru. Niektóre ściany wykonano ze sproszkowanego marmuru, piaskowca i dodatku trzciny cukrowej. To taki hinduski stiuk. Zamiast żywicy jak w Europie użyto soku z trzciny cukrowej.
Kolejne sale najczęściej otwarte jak pagody, zdobią i podtrzymują dach, pięknie rzeźbione kolumny, ozdobione delikatna misternie wyrzeźbioną koronką. Cudowne łuki łączące kolumny powtórzone wielokrotnie tworzą jakby ażurowe korytarze. Na sufitach ozdobne rozety, wachlarze, niezwykłe gładzie gładsze od alabastru. Jedną z sal, dekoruje tysiące małych srebrzystych szkiełek sprowadzonych z Belgi. Cała sala lustrzana mieni się, wysyła refleksy i odbicia. Żółty kolor sweterka odbija się wielokrotnie zmieniając barwę całego pomieszczenia. Przechodzimy przez tajemne korytarze i dochodzimy do apartamentów królewskich żon. I znów komnaty łączone dziedzińcem, a na każdym dziedzińcu basen gdzie królewskie żony zażywały kąpieli. Z góry prowadziły schody którymi schodził król, do wybranej której akurat zapragnął tej nocy.
Przeszłość historyczna Jaipuru jest zastanawiająca. Jak wyglądało wtedy życie tysięcy poddanych, którzy pracowali na luksus tej uprzywilejowanej garstki, nie wiemy. Dzisiejsze życie Jajpuru to w przeważającej mierze wegetacja na śmietniku. Ubodzy śpią na chodnikach, przykryci kocem lub gazetą, a noce teraz, jak już pisaliśmy zimne. Koczują dniami na ulicach, obok chodzą krowy, kozy i bezpańskie psy. Ich życie się niczym nie różni. Śpią byle gdzie, jedzą byle co i wydalają gdzie popadnie.
Po ulicach i chodnikach jeżdżą bez przerwy tysiące riksz, rowerowych i motorowych, samochodów i autobusów. Smród spalin, uryny, kloaki. Śmieci, bród, hałas. Nagabywanie sprzedających, natarczywość rikszarzy i żebraków. Świat tych Indii to głębokie średniowiecze połączone z nowoczesną technologią. Każdy bosy biedak ma komórkę czy smartfona. Trzydzieści procent obywateli tego państwa to analfabeci. Prędzej jednak spotkasz informatyka niż fachowego hydraulika. Co z tego, że bogacz ma luksusowe auto, kiedy porusza się po tych samych smrodliwych ulicach i może wdepnąć w gówno wysiadając ze swojego wypasionego BMW.
Po naszym indywidualnym spacerze wracamy zmęczeni i smutni. Trudno się pogodzić z takim upodleniem człowieka, z jego biernym poddaniem się, niewiarą we własne siły i znieczulicą możnych tej ziemi. Do domu, do Europy, do Polski!!!
Komentarze