Aśram "Prasanthi Nilayam" i niezwykłe miasteczko Puttaparthi w stanie Andhra Pradesh

Na peronie, jeszcze w Hospet, czuję, że muszę natychmiast iść do toalety. Mój żołądek przeżywa głębokie wstrząsy. Pociąg za dwadzieścia minut ma podjechać, a ja szukam toalety, którą czuć wszędzie, ale odszukać jej nie sposób. W końcu jest, uff zdążyłam. A odjazd pociągu i tak spóźnia się o godzinę! Przed nami ostatni etap podróży do Puttaparthi.
W oknach pociągu kraty, zresztą są też w wielu hotelach gdzie spaliśmy.W przedziale na kuszetce leży stary, zażywny mężczyzna. Okazuje się być 88 letnim dziadkiem przystojnego 23 letniego wnuka, który chroni w ręku niezbędne do życia dziadkowe okulary. Już od 30 godzin jadą z Bombaju, jeszcze tylko 16 i dojadą do swojego miasta na dalekim południu Indii. 
Głównym wagonowym korytarzem bez przerwy przechodzą jacyś sprzedawcy. Oferują różności: placuszki na oleju, jakieś prażynki, owoce i napoje. 
Jak jechaliśmy pociągiem z Bombaju na Goa, dużo lepszej klasy niż ten, zamówiliśmy sobie cały obiad, a potem herbatę masala. Tutaj boję się dotknąć czegokolwiek, a jeszcze bardziej boi się mój brzuch. Patrzymy przez okno na wysuszoną ziemię, to znów na zielone sady bananowe, pola trzciny cukrowej, czasem ryżowe tarasy. 
Do przedziału wsiadają dwaj mężczyźni. Okazuje się, że są to policjanci w cywilu. Mamy dzisiaj do nich szczęście. Jeden bardzo rozmowny, częstuje Józka zielonym owocem, dzielny Józio wydłubuje owoc ze skórki i odważnie zjada. Policjant mówi trochę po angielsku, ale jak większość tutaj źle, za to nie wiadomo dlaczego - szybko. Rozumiem co trzecie słowo.
Wreszcie Puttaparthi! Wcześniej zamówiony kierowca taksówki czeka na nas na peronie. Wszystko to dzięki naszej przyjaciółce Marysi, która bywa tu bardzo często i dlatego ma wielu przydatnych znajomych.Wsiadamy do czystego i pachnącego. Dojeżdżamy do centrum miasteczka i nie wierzymy własnym oczom! Ulice czyste, nawet oświetlone, udekorowane bożonarodzeniowo. Taksówkarz objaśnia: na lewo szkoła średnia dla chłopców i szpital ogólny, po prawej uniwersytet i Szpital Kardiologiczny, dalej teatr, a po przeciwnej stronie Akademik. W górze po lewej stronie muzeum wszystkich religii świata i muzeum poświęcone życiu i myśli Sai Baby. Mijają nas inne taksówki, autobusy i auto riksze, wszystkie "na plecach"mają zdjęcie Sai Baby. 
Na bramie wjazdowej do miasta jest 5 symboli najważniejszych religii: chrześcijański krzyż, gwiazda i księżyc Islamu, kołowrotek buddyjski, kaligraficzny znak OM hinduizmu i symbol Zaratustry - kwiaty lotosu. O dziwo nie ma symbolu Judaizmu. 
Przesłaniem Sai Baby był wielki ekumenizm. Wszystkie religie, jego zdaniem, są równe i wszystkie winny nieść miłość i pokój. Wjeżdżamy za bramę Aśramu.Wolontariusze sprawdzają i zapisują numery auta. Jest późno, dochodzi godzina 20, ciekawe czy zdążymy się zakwaterować? Udaje się - musimy oddać kopie paszportów, po jednym zdjęciu, zapłacić 1000 rps za doubble room na tydzień! Jesteśmy w szoku, obskurny pokój w Hampi kosztował 1000 rps za noc! Płacimy za dwa tygodnie z góry, jeszcze tylko rozliczamy taksówkę i już wchodzimy do naszego pokoju. Jest jasny, obszerny, sufit wysoki i jest przede wszystkim czysty! Łóżka pojedyncze, wąskie, trochę jakby klasztorne, ale taka surowość nam się podoba, asceza. Drzwi pokoju wychodzą na balkonowy korytarz otwarty na wewnętrzny dziedziniec, z rozłożystym drzewem po środku. Pokojowe okna wyglądają na uliczkę Aśramu. Wszystko dobrze przemyślane, funkcjonalne. Dookoła zieleń, nawet kwitną piękne kwiaty. Aktualnie w Aśramie przebywa 5000 osób, nie licząc 2000 obsługi złożonej z wolontariuszy. Kolacje jemy w kantynie. W naszej wschodniej części są kuchnie zachodnia i hinduska.Wybieramy zachodnią. Jedzenie smaczne, proste i tanie. Kupuje się kupony i obsługa skreśla ilość rupi za które się zjadło. 100 rps to nasze 5 zł. Spokojnie zjeść można posiłek za 3, 4 zł.
Z kolacji wracamy wolno spacerując. Wszyscy pozdrawiają się słowami Sai Ram. Mężczyźni ubrani są na biało, kobiety w sari, lub tuniki i spodnie. Obowiązkowy szal, żadnych gołych ramion.
Pachną kwiaty, świecą się lampki, ptaki śpiewają i czuć powietrze! Słodko pachnie. Jesteśmy w raju! Dzięki ci, dzięki Marysiu!


























                             
                                         Po prawej stronie tego budynku mieszkał Sathya Sai Baba

Komentarze

Krystyna pisze…
Zazdroszczę Wam tego wszystkiego Buziaki.

Popularne posty z tego bloga

Trzecia seria zdjęć pt. "Hinduskie pojazdy".

Świątynia Lepakshi

Po roku "Ich dwoje w Indiach"