Bombaj
Wylądowaliśmy w Bombaju o świcie. Bagaże są z nami, mimo że czas na przesiadkę w Stambule był zaledwie pół godziny. Jazda z lotniska 40 km trwała półtorej godziny. Ale co za jazda! Po prawej, po lewej stronie, na wcisk, w poprzek i skosem, byle do przodu, tyle, a droga zła szybko się nie da, dlatego jedziemy półtorej godziny. Stajemy w hotelu Broadway, a jak, przecież jesteśmy tuż obok Bollwood! Na ulicach mrowie ludzi, takich tłumów nie znamy. Ludzie na chodnikach śpią, jedzą handlują, sikają, pod nogami pełzają dzieci wałęsają się psy. Klaksony trąbią bez przerwy! Jadamy w kultowej kawiarni Leopold. Zwykle bywają tu cudzoziemcy. Wyobrażaliśmy sobie ją inaczej, jakoś tak kolonialnie, stylowo, a to zwykła stołówka, tyle, że jedzenie pyszne, hinduskie, w ogóle wschodnie. Dzisiaj załatwiliśmy bilety na pociąg do Goa. To był wyczyn nie lada! W drodze na dworzec przebić się przez to mrowie ludzi, przez tę biedę, brud i nieszczęście, brak informacji, to była prawdziwa sztuka. Tak samo jak pisanie tego bloga na naszym tablecie. Koszmar! Wyskakuje co chce podpowiedzi zmieniają wyrazy, Eureka, trzeba pisać szybko wtedy słucha nasz przecież nowy tablet. No to do następnego razu. Dobranoc, u was dopiero dochodzi 18 a u nas już po 23, a my zmęczeni. Internet jest tu bardzo wolny. Ale jest świetnie, interesująco i ta jakaś duchowość nas zachwyca...
Komentarze