Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2014

Święto Shiwy w Keralii.

Obraz
Nasze życie na Odayama Beach codziennie wygląda tak samo. O 6 rano budzi nas głos muezina wzmocniony głośnikiem z mini meczetu, który stoi 30 m za naszym domkiem. Dodajmy, że muezin nie ma ani głosu ani słuchu. Staramy się tego nie słyszeć i śpimy do 8 godziny. Potem jemy śniadanie na naszej werandzie, które podaje nam nasz "Piętaszek" Kuti. Po jedzeniu idziemy na plażę, patrzymy na wzburzone morze i kołyszące się palmy. Fale osiągają wysokość 2-3 metrów i spadają jak lawina rozlewając się białą śmietaną na brzegu. Kąpiemy się w tej pianie jak najbliżej brzegu, ale i tak fale kotłują nami niemiłosiernie. Pochłonęły Joasi czerwoną czapeczkę. Około trzeciej po południu idziemy na obiad do naszej restauracji lub do jednej z wielu oddalonych o kilometr od nas, położonych na klifie w miejscowości Varkala. Wreszcie oglądamy cudowny zachód słońca popijając nasze ulubione owocowe lassi. 26 lutego niespodziewanie zamiast muezina budzą nas śpiewy bajanów z hinduskiej świątyni, które...

Dolce vita na plaży Odayam

Obraz
Dolce Vita na plaży Odayam Nie mogliśmy trafić lepiej! Nasz bungalow stoi właściwie na plaży 50 metrów od brzegu Morza Arabskiego, które jest częścią Oceanu Indyjskiego, o pięknej szmaragdowej barwie. Widok z naszej werandy mamy na morze i kokosowe palmy. Tutaj też jadamy codziennie śniadanie, które serwuje nam chudy hindus o imieniu Kuti. Plaża nie jest szeroka, za to prawie pusta. Tylko kilkoro turystów z Włoch i kilkunastu lokalesów, którzy codziennie rano wyciągają wspólnie zarzucone sieci. Włączamy się do pomocy, ale nie jest to sprawa łatwa. Na hasło trzeba ciągnąć z całych sił za liny z dwóch stron rozłożonej sieci. Zwłaszcza Józef angażuje się w sprawę poważnie i wygląda jak biały Ali Baba między czarnoskórą grupą rybaków. Tak go tu zresztą nazywają - Ali Baba. Nadzieje na wielką rybę okazują się płonne. Zaledwie kilkadziesiąt niedużych ryb, a około dwudziestu rybaków musi podzielić łup. O nagrodzie dla nas nie ma mowy. Morze jest cieplutkie, ale niełatwe do kąpieli. Fale ...

Raj w Kochin

Obraz
KOCHIN BACKWATERS Backwaters są nie tylko największą atrakcją Kerali, ale i jedną z największych w całych Indiach.  Backwaters zajmują obszar około 530 km.kw, na którym rozlewają się wody jezior, rzek i kanałów na tyłach wybrzeża morza arabskiego. Wody zbiorników słodkowodnych mieszają się tutaj ze słoną wodą morską. To wielkie rozlewisko tworzy pięć dużych i trzydzieści małych jezior, około dwadzieścia pięć rzek i kanałów, najdłuższy ma 200 km.  Niektóre kanały są naturalne inne wykreowane ludzką ręką. Na tych często płytkich wodach leżą liczne wyspy i wysepki zamieszkane przez pojedyncze rodziny lub niewielkie wioski. My popłynęliśmy szesnastoosobową łodzią motorową, ale powolutku, pyr, pyr... Szerokie wody, cisza i kokosowe palmy wzdłuż brzegów. Od określenia kokosowej palmy w lokalnym języku przyjęła nazwę cała Kerala. Dopływamy do brzegu. Przewodnik pokazuje nam drzewa cynamonowe, rzeczywiście ich liście pachn...

Wyjazd z Waranasi na południe Indii do stanu Kerala.

Jedziemy na południe do Kochin w stanie Kerala Wczoraj pożegnaliśmy fascynujące, ale bardzo trudne Waranasi. Raniutko musieliśmy jeszcze przebrnąć przez morze śmieci, które niemal wlewały się do naszego hotelu, zagradzały drogę przejścia wąskimi alejkami do głównej ulicy, gdzie czekała na nas taksówka. Ostatnie spojrzenie na ten egzotyczny tłum, mieszaninę miasta i wsi, i jedziemy wąską, wyboistą, często dziurawą drogą w kierunku lotniska. I tu niespodzianka! Lotnisko duże, czyste i niemal puste! Kogo z mieszkańców Waranasi stać na loty samolotem? Nareszcie czujemy ulgę, oddech, wracamy do cywilizacji. Lecimy do Bangalore z przesiadką w Delhi. Wszystko odbywa się gładko, zgodnie z planem. W Delhi lotnisko duże i ładne jak nasze w Warszawie. Nareszcie czyste toalety. Szalejemy ze szczęścia! Pijemy sobie kawkę, czytamy gazety, w czystym miłym barze. Następny przelot z Delhi do Bangalore trwa dwie i pół godziny. Na pokładzie samolotu zamawiamy pyszne kluseczki z warzywkami i z serem ...

Varanasi - taniec śmierci

Obraz
Varanasi Dworzec w Varanasi jest duży, nawet czysty świeżo odmalowany. To pierwsza miła niespodzianka. Przed dworcem czeka rikszarz z hotelu Puja, który zarezerwowaliśmy telefonicznie. Jedziemy przez miasto. Ulice robią się coraz ciaśniejsze, ruchliwsze.Wjeżdżamy w Stare Miasto. Rikszarz staje i dalej musimy iść za nim pieszo. Przepychamy się między sklepikami, małymi zakładami usług - tu fryzjer, tu krawiec, tam sprzedawca plastikowych rur zwiniętych w taki sposób,że przypominają koła ratunkowe. Obwoźne stragany na kółkach wiozą owoce i warzywa: pomarańcze, winogrona, jabłka, ananasy, to znów pomidory, zieloną fasolę, kalafiory. Środkiem wąskiej uliczki przejeżdża dzwoniąc głośno riksza rowerowa. Na kanapie siedzą dwie hinduskie damy osłaniając twarze od kurzu szalem. Wokół kłębi się kolorowy tłum. Mężczyźni najczęściej ubrani w lungi, czyli kawałek materiału owinięty wokół bioder sięgający kostek jak długa spódnica lub podwiązany w kroku tworzy bufiaste spodnie do kolan. Na głow...