Yana Rock, wodospad Vybhuti, Fort Mirjan
Yana Rock, wodospad Vybhuti, Fort Mirjan
Życie na plaży w Gokarnie płynie monotonnie ale bardzo przyjemnie. Poranna gimnastyka na plaży, potem kąpiel w morzu, które o tej porze jest jeszcze spokojne, dobre do pływania, następnie jemy pyszne śniadanie: płatki owsiane z owocami, dwa jaja sadzone lub gotowane na miękko, sok, toasty i kawa z mlekiem.
Wczoraj wynajęliśmy samochód z kierowcą na całodzienną wycieczkę. Kierowca ma na imię Azis, szczere oczy i ciemną skórę. Pojechaliśmy 50 km na południe od Gokarny. Jakaż to przyjemność mijać zielone pola uprawne i ogrody warzywne. Dowiadujemy się jak rosną orzeszki ziemne, otóż wyrastają w ziemi jak kartofle. Mijamy biedne wioski, lokalnych handlarzy warzywami i owocami na poboczach drogi. Szosą wędrują krowy, jeżdżą autobusy, samochody, autoriksze i rowery. Pierwszeństwo w ruchu mają krowy, potem już obowiązuje prawo silniejszego. Ziemia na poboczach ma czerwony kolor. Przejeżdżamy obok lasów palmowych, rozłożystych bananowców, widzimy potężne drzewa orzecha Cashew (nerkowca), kwitnące na biało-żółto Frangipani (rosnące nawet na skałach) i piękne wielokolorowe Bugenwille. Stajemy w wiosce na kawę. Malutka budka, która jest sklepikiem podstawowych artykułów spożywczych, jednocześnie oferuje kawę, zagotowywaną przez właściciela w rondelku na prostej maszynce gazowej. Pijemy smaczną kawę z mlekiem tylko za 10 rupie (60 gr) . Zbiega się cała wioska, jesteśmy wydarzeniem, robimy sobie wspólne zdjęcia. Jedni na drugich pokrzykują „bara, bara”. Okazuje, że w języku Kannada czyli w jednym z dwóch dialektów Karnataki znaczy to „chodźcie chodźcie”. Cieszy nas nasza znajomość języka Kannada acz słowo to, w potocznym języku polskim, ma nieco inne znaczenie.
Upał się wzmaga, ale nareszcie dojeżdżamy do Yana Rock. Ta wielka skała znajduje się w chronionym Parku Narodowym. Wita nas napis: „Przyrodą nie można dyrygować, należy ją chronić” i „Zostaw to miejsce w stanie jakim je zastałeś”. I jeszcze rzuca się nam napis w oczy: „Pomóż ocalić leopardy”. Wspinamy się drogą około pół kilometra. W końcu dochodzimy do dwóch wspaniałych widowiskowych skał, z których wyższa oblepiona jest czymś, co przypomina duże gniazda ptaków lub nietoperzy. Okazuje się, że są to pszczele ule, a ptaki podbierają z nich miód.
U podnóża góry stoi świątynia. Miejsce Yana Rock jest dla hindusów święte. Związana z nim jest legenda: Oto bóg Sziwa wyróżnił jednego z pół-bogów Bhairaveshhaware niezwykłą mocą. Jego palce mogły zamieniać wszystko czego dotknęły w popiół. Pycha Bhairaveshawary podsunęła mu pomysł wypróbowania nowej siły na swoim dobroczyńcy. Sziwa domyślił się złych zamiarów i poprosił boga Wisznu o pomoc. Ten wpadł na genialny pomysł. Przybrał postać pięknej kobiety o imieniu Mohini. Bhairaveshawara koniecznie chciał zdobyć piękną Mohini. Ta obiecała mu rękę, ale najpierw wyzwała na taneczny pojedynek. Miał naśladować jej ruchy i prześcignąć w tańcu. Tak to Bhairaveshawara naśladując ruchy swojej wybranki położył palce własnej dłoni na swojej głowie i zamienił się w proch. Na pamiątkę tej historii mniejsza skała nosi imię Mohini, a większa Bhairaveshawary. W skale znajduje się obszerna grota, do której jak do każdego świętego miejsca wchodzi się boso.
Robi się coraz goręcej czas na kąpiel. Dwa kilometry od imponujących skał znajduje się wodospad Vybhuti. Trzeba się dobrze namęczyć by dojść pod górę, do tego 10 metrowego spadu wody, który mimo suchej pory, nadal wlewa wodę do maleńkiego międzyskalnego basenu, w którym z rozkoszą się zanurzamy. Nie jest łatwo tu pływać bo dno stanowią śliskie bądź ostre skały, o które można się zranić. Straszą też w wodzie jaszczurki, rybki i inne żyjątka, które łaskoczą i drażnią stopy. Miejsce jest bardzo urodziwe. Zewsząd otoczone zielenią, która zamienia się w istną dżunglę dalej w kotlinie. Ochłodzeni schodzimy do samochodu na parkingu i zaraz podjeżdżamy na tradycyjny hinduski lunch: ryż, ciapata (tutejsze pieczywo) i hinduski dhal (różne rodzaje fasoli). Popijamy Pepsi Colą, która doskonale dezynfekuje przewód pokarmowy, tak na wszelki wypadek.
Ostatni punkt naszej wycieczki to Mirjan Fort. Obecność tak potężnego rozległego Fortu jest dla nas absolutną niespodzianką! Ale przecież jesteśmy nad morzem arabskim, którym już w starożytności przypływali kupcy, wielcy odkrywcy i wodzowie. Podobno Aleksander Wielki przeprawiał tędy swoje konie w zamiarze podboju Indii, czego nie udało mu się dokonać, z powodu buntu jego żołnierzy. Fort Mirjan w swoim obecnym, zniszczonym kształcie pochodzi z około 1600 roku. Zbudowany został prawdopodobnie przez Portugalczyków, których przywiódł na zachodnie wybrzeże Indii, słynny odkrywca i żeglarz, Vasco da Gama już w końcu XV wieku. Fort powstał na miejscu dawnego średniowiecznego. Inne źródła historyczne podają, że Mirjan Fort został zbudowany przez indyjską królową Chennabhairadevi z klanu Tuluva-Saluva, która rządziła aż 54 lata, w czasach imperium Vijayanagara. Portugalczycy nadali jej pseudonim „królowej pieprzu” z powodu olbrzymiego eksportu tej przyprawy, za jej panowania. Jeszcze inna wersja wspomina, że budowniczym fortu mógł być sułtan Sherif-ul Mulg. Fort zachował większość baszt strzelniczych, murów obronnych, dwie głębokie studnie i ogromne baseny wodne, a także ślady fundamentów jakichś budowli. Opis tego miejsca jest tu bardzo skromny, także nasza wiedza opiera się w dużej mierze na wyobraźni. W czasie najazdu obcych do Fortu zbiegali się mieszkańcy okolicznych wiosek, za broń oprócz prochu strzelniczego służyły im głazy, kamienie, ogień i woda. Wracamy zmęczeni, ale szczęśliwi do naszego monotonnego, a jakże relaksującego trybu życia na pięknej Midle Beach w Gokarnie.
W pniu wielkiego drzewa można się schować
Nerkowiec
Czerwona ziemia
Krótki postój na kawę
Właściciel "wyczarowuje" dla nas pyszną kawę
Yana Rock
Mohini
Oryginalne ule
Grota
Grota
Toalety
w drodze do wodospadu
Vybhuti w całej okazałości
Wejście do Fortu Mirjan
Komentarze