Hinduskie wesele
W niedzielę byliśmy na prawdziwym hinduskim weselu w miasteczku Ankola w stanie Karnataka. Zaprosił nas właściciel bambusowych domków, w których zamieszkaliśmy, na plaży w pobliskiej Gokarnie.
Gości weselnych było … ponad tysiąc! Przybyły całe rodziny nowożeńców, z dziećmi, wujkami, ciotkami, babciami, sąsiedzi, przyjaciele, koledzy, znajomi, a także nasza polska czwórka, jedyna grupka z poza Indii. Zaślubiny odbywały się w specjalnej sali weselnej przy świątyni.
Młodzi przybyli osobno dwoma białymi, przystrojonymi na tę okazję, samochodami. Oczekiwał na nich zespół muzyków: bębniarzy, trębaczy i flecistów, którzy dołączyli do pana młodego ubranego w iście królewski strój.
Panna młoda równie pięknie wystrojona została podprowadzona przez rodziców do pana młodego, który od tej chwili przejął opiekę nad małżonką. Obydwoje zostają przystrojeni girlandami kwiatów i uroczyście wprowadzeni do sali na ceremonię zaślubin.
My dojeżdżamy nieco spóźnieni, na ostatni fragment uroczystości, która zwykle trwa przez kilka kolejnych dni. Szczęśliwie wpisujemy się w obrzęd, z naszymi girlandami drobnych białych kwiatków, które zarzucamy na szyje młodych, wręczając im dodatkowo bukiet czerwonych róż zgodnie z naszym polskim zwyczajem. Młodzi wchodzą na scenę i w blasku fleszy odbywa się zwyczajowy rytuał obejścia ognia rozpalonego w miedzianej misie. Okrążają misę siedem razy dookoła, wsypują ziarnka ryżu, rozlewają masło i malują głowy czerwonym proszkiem, co jest swoistym złożeniem przysięgi małżeńskiej, zapewnieniem wzajemnego oddania i dzielenia wspólnie trudów życia. Po weselu, młoda mężatka wprowadza się do domu męża, od tego dnia, rodzina męża będzie jej najbliższą.
Po chwili ustawia się długa kolejka gości, z których każdy chce złożyć życzenia młodej parze i ofiarować prezent, często w kopercie. Drużbowie w imieniu młodej pary obdarowują gości słodyczami w podziękowaniu za ich przybycie. Wszyscy są dla nas bardzo mili, chętni do rozmowy i do wspólnych zdjęć.
Dowiadujemy się, że w Indiach do dziś, większość małżeństw (około 90 %) jest aranżowana przez rodziców. W takim przypadku młodzi poznają się najczęściej dopiero na ślubie. Dzisiejsze zaślubiny, to wyjątkowe małżeństwo z miłości, niemniej musiało zyskać akceptację obu rodzin, jako równe statusem materialnym i pochodzeniem z tej samej kasty.
Goście po kolei udają się do górnej sali, gdzie rozstawiono długie stoły i wydawany jest obiad. Stoły przykryte są plastikowymi obrusami, na nich kobiety rozkładają bananowe liście, a kolejne usługujące nakładają ryż, hinduskie pieczywo, soczewicę (hinduski dhal), zieloną fasolkę, sosy (gravi) i ostre przyprawy. Do tego podają pomidorowo-paprykową zupę na zimno, butelkę wody, a na deser małe pudełeczko lodów. Rozglądamy się za łyżką i widelcem. Nie ma i nie będzie, hindusi jedzą rękami. Radzimy sobie nabierając sosy dmuchanym plackiem i małą plastikową łyżeczką do lodów. Po zjedzeniu weselnego lunchu przez pierwszą grupę gości, obrusy są zwijane wraz z bananowymi talerzami, resztkami jedzenia i zostają wyrzucane do kosza. Ponownie stoły są przygotowywane w ten sam pomysłowy sposób, obrusy rozwijane z rolki, na to rozłożone liście bananowca i kolejni goście zasiadają do stołów. Po obiedzie biesiadnicy myją ręce przy licznie zamontowanych wzdłuż ściany kranach.
Nasza czwórka czyli Halina i Krzysztof, warszawscy aktorzy oraz my „Ich dwoje w Indiach”, podchodzimy do nowożeńców aby podziękować za miłe przyjęcie, złożyć życzenia i polskim zwyczajem odśpiewać na dwa głosy „Sto lat”. Próba wywołania pocałunku naszym zawołaniem „gorzko gorzko”, spotyka się ze zdecydowaną odmową. Hindusi nie są skłonni do okazywania publicznie swoich uczuć i zażyłości.
Część oficjalna dobiega końca, teraz tylko najbliżsi spotkają się w domu panny młodej na dalsze świętowanie zaślubin. My zostajemy elegancko odwiezieni taksówką do naszych domków na plaży.
PS Uwaga zdjęcia się wgrały w odwrotnej kolejności. Z tutejszym WIFI nie wygramy...
PS Uwaga zdjęcia się wgrały w odwrotnej kolejności. Z tutejszym WIFI nie wygramy...
Komentarze